Dziś łapię się wszystkiego, żeby zapomnieć...
Co niektórzy już wiedzą, że w niedzielę mąż przytargał mi do chaty pudło z malutką jaskółką.
No nie dało jej się nie pokochać, tak szybko się oswoiła. Daliśmy jej imię Mimi, bo czasem tak świergotała - mi! mi!
Ale na drugi dzień podczas swoich nieudolnych prób niskich lotów, dostała zawału serca... I to na naszych rękach!
Nie pytajcie , jak moja córa to przeżyła... I nie pytajcie jak ja...
Był pogrzeb, były ryki i wycie i koszmarna ilość gili roztarta pod nosem...
Wczoraj do nocy niestety nie udało mi się ogarnąć...
Mam tylko dwie marne fotki, bo nie zdążyłam zrobić więcej...
Ale , że życie toczy sie dalej, i dziś nam już lepiej, to powstał zabawny, spasiony kociak w formie piździonka. :-) Wymiary bazy to 2,5 cm, więc kotas trochę się "wylał" za burtę...
Przyszło mi do głowy zrobienie mu brzucha z kabaszona, i nawet można tam luknąć, co gadzina zeżarła na śniadanko! :-)
I machnęłam jeszcze takie kolczyki, bo z 5 miesięcy temu rozrobiłam ciekawe kolory masy i tak mi leżały w woreczku. Kolory na zdjęciu wyszły przekłamane i nie mogę nic z tym zrobić niestety...
Szerokość ok 2 cm, wysokość na 8 mm. No maluszki takie :-)
Ide jeszcze coś miąchać, bo to dobrze na stresa robi... :-)
Moje zdanie znasz na tema ptaszyny ...(*)... A kociuch jak lekarstwo na smutki :) i te maleńkie kolczyki też prześliczne
OdpowiedzUsuńPowinnam "wyptaszkować" teraz worek piździonków z żaliku... Dzięki, Moniś... :-)
Usuńptaszka szkoda, a pierdzionek superasty i kolczyki też
OdpowiedzUsuńDzięki, Edit...
UsuńTa wasza jaskółka to dymówka. Szkoda jej, ale niestety takie jest życie :(.
OdpowiedzUsuńFajny kotek :).