wtorek, 16 września 2014

Co ja żem zeżarł, czyli niebieski pasibrzuch...

Dziś łapię się wszystkiego, żeby zapomnieć...

Co niektórzy już wiedzą, że w niedzielę mąż przytargał mi do chaty pudło z malutką jaskółką.
No nie dało jej się nie pokochać, tak szybko się oswoiła. Daliśmy jej imię Mimi, bo czasem tak świergotała - mi! mi!
Ale na drugi dzień podczas swoich nieudolnych prób niskich lotów, dostała zawału serca... I to na naszych rękach!

Nie pytajcie , jak moja córa to przeżyła... I nie pytajcie jak ja...

Był pogrzeb, były ryki i wycie i koszmarna ilość gili roztarta pod nosem...

Wczoraj do nocy niestety nie udało mi się ogarnąć...





Mam tylko dwie marne fotki, bo nie zdążyłam zrobić więcej...



Ale , że życie toczy sie dalej, i dziś nam już lepiej, to powstał zabawny, spasiony kociak w formie piździonka. :-)  Wymiary bazy to 2,5 cm, więc kotas trochę się "wylał" za burtę...

Przyszło mi do głowy zrobienie mu brzucha z kabaszona, i nawet można tam luknąć, co gadzina zeżarła na śniadanko!  :-)








I machnęłam jeszcze takie kolczyki, bo z 5 miesięcy temu rozrobiłam ciekawe kolory masy i tak mi leżały w woreczku. Kolory na zdjęciu wyszły przekłamane i nie mogę nic z tym zrobić niestety...




Szerokość ok 2 cm, wysokość na 8 mm.  No maluszki takie :-)

Ide jeszcze coś miąchać, bo to dobrze na stresa robi... :-)

5 komentarzy:

  1. Moje zdanie znasz na tema ptaszyny ...(*)... A kociuch jak lekarstwo na smutki :) i te maleńkie kolczyki też prześliczne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinnam "wyptaszkować" teraz worek piździonków z żaliku... Dzięki, Moniś... :-)

      Usuń
  2. ptaszka szkoda, a pierdzionek superasty i kolczyki też

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta wasza jaskółka to dymówka. Szkoda jej, ale niestety takie jest życie :(.
    Fajny kotek :).

    OdpowiedzUsuń