A dziś, oprócz błogiego lenistwa, na jakie sobie pozwoliłam, musiałam pomóc moim pociechom posprzątać specjalne biurko do prac lepczanko-ugniataczkowych. Przyszło bowiem kolejne 6 kilo plasteliny, które to równo podzieliłam na dwójkę artystów... Poprzednia partia miała już rok i kolorem nie przypominała już plasteliny... Zresztą , zanim ją zrolowałam do pojemników, to była polem bitewnym syna, czyli czołgi, samoloty, statki itp... Zostały tylko te bazy co na fotce, jedna z nich to szpital polowy (w którym to ja byłam szefem)... Tak więc patrzę na te 12 kg masy i czekam, aż dobra wróżka zamieni ją w Fimo...
Ale tylko w ten sposób mogę mieć czas dla siebie, a nawet szantażować młodocianych, że im ją zabiorę jak nie bedą sprzątać... Ale jestem wyrodną matką..... Aż mi wstyd za siebie... ;-)))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz